Site Overlay

Robimy fundamenty

Artykuł powstał w ramach współpracy z wydawnictwem Kreator

wydanie 1/2012

Po znacznie dłuższym, niż się na początku wydało, czasie oczekiwań wypełnionych bieganiem po urzędach, bankach, zbieraniem różnych zaświadczeń i pozwoleń mogliśmy w końcu powiesić tablicę informacyjną i rozpocząć budowę wymarzonego domu.

Prace rozpoczęliśmy z początkiem września 2010 r. z założeniem, że przed zimą wykonamy tylko stan zerowy, a na wiosnę będziemy kontynuować prace. Ponieważ wykonane na etapie projektu badania geotechniczne gruntu potwierdziły nasze obawy, co do wysokiego poziomu wód gruntowych, musieliśmy spieszyć się z rozpoczęciem wykopów, tak by zdążyć przed jesiennymi deszczami, które znacznie pogorszyłyby sytuacje, a nawet całkowicie uniemożliwiłyby rozpoczęcie budowy. Przełożenie początku prac do wiosny także nie wchodziło w grę, ponieważ w tym okresie zwykle poziom wód gruntowych znacznie się podnosi. Nie pozostało nam więc nic innego, jak szybko wziąć się do pracy, korzystając z suszy mijającego lata.

Po wyznaczeniu osi ścian budynku przez geodetę i wpisie w dzienniku budowy pierwszy szpadel został wbity w ziemię. Chociaż jako architekci byliśmy już obecni przy budowie kilku domów, budowa własnego wzbudziła nieporównywalnie większe emocje.

Drewniane paliki wbite przez geodetę w nasz trawnik, który stanowiła do tej pory działka, połączone zostały żyłką. Wyznaczyła ona osie ścian domu, wzdłuż których rozpoczęto wykopy. Nie były one zbyt głębokie, ponieważ w planie nie przewidzieliśmy piwnic. Dodatkowo pozornie niewielki spadek terenu spowodował, iż w najpłytszym miejscu głębokość sięgała zaledwie 40 cm.

Na głębokość złożyły się trzy czynniki. Wysoki stan wód gruntowych wymagał jak najpłytszego posadowienia budynku, natomiast obecność wysadzinowych gruntów nakazywała wykonanie fundamentów poniżej poziomu przemarzania. Dodatkowym wyznacznikiem był poziom drogi dojazdowej. W tym miejscu warto wspomnieć, że rzędne z naszej mapy do celów projektowych okazały się nieaktualne. Dopiero dzięki pomiarom w terenie udało się wyznaczyć aktualny poziom drogi względem naszej działki. Dodatkowo musieliśmy przyjąć, że droga dziś gruntowa, w przyszłości mamy nadzieję, będzie wyasfaltowana, co dodatkowo ją podwyższy. Dobrym rozwiązaniem okazało się wykonanie wykopu na głębokość 40 cm w najniższym punkcie działki, a po wymurowaniu ścian fundamentowych, ich zaizolowaniu termicznym i przeciwwodnym, obsypanie budynku, tak by ławy zagłębione były poniżej strefy przemarzania, czyli w  naszym przypadku na głębokości 1 m. Pozwoliło to także uniknąć wlewania się wód opadowych z drogi.

Niestety, już po chwili od rozpoczęcia wykopów okazało się, że teren nie jest tak suchy i do wykopów zaczyna nachodzić woda. Aby móc dalej prowadzić prace musieliśmy przyjąć odpowiednią strategię i kolejność. Zamówiona została koparka, która w najniższym punkcie działki wykopała głęboki na 3 i szeroki na 4 m dół. W ten sposób powstała tymczasowa studnia retencyjna, która miała zebrać wodę z położonych płytko wykopów.

Dodatkowo wykopy pod ławy fundamentowe prowadziliśmy od studni w górę terenu, tak by woda mogła odpływać do niej na bieżąco. Następnego dnia po wykopaniu studni okazało się, że jest po brzegi wypełniona wodą, a wykopy ku naszej radości stały się prawie suche. Resztki wody „wypił” zamówiony w betoniarni tzw. suchy beton, który po związaniu miał stanowić chudziak pod ławy fundamentowe.

Pomimo że wciąż ubolewamy nad gliniastym, nieprzepuszczalnym podłożem na naszej działce, w przypadku wykopów miało ono dobre strony. Dzięki dużej spoistości gruntu możliwe było wykonanie bardzo równych krawędzi wykopów, które się nie obsypywały. Dodatkowym atutem była ich mała głębokość, co w rezultacie pozwoliło na zalanie ław fundamentowych bez konieczności ich szalowania. Zaoszczędziliśmy zarówno czas, jak i koszty wykonania szalunków. Nasza ekipa sprawdziła się doskonale. W ciągu jednego dnia mieliśmy już całe zbrojenie ław, łącznie ze starterami słupów i  ścian żelbetowych. Zbrojenie ułożone zostało na betonowych płytach chodnikowych. Pozwoliło to zachować dystans od chudziaka. Powstała tzw. otulina, dzięki której będziemy mieli pewność, że pręty stalowe są całkowicie zagłębione w betonie i nie skorodują pod wpływem czynników zewnętrznych. Nauczeni doświadczeniem, przed wylaniem betonu przygotowaliśmy przepusty pod ławami fundamentowymi, przez które do budynku będą doprowadzone media. Uniknęliśmy dzięki temu pracochłonnych wykopów na dalszych etapach budowy. Z tych samych powodów w  późniejszym okresie, w ścianie fundamentowej, przeprowadzono rurę, która doprowadzi powietrze do spalania do kominka.

W piątek zalano ławy, a od poniedziałku można już było murować pierwsze ściany fundamentowe z bloczków betonowych na izolacji przeciwwodnej. Ze względu na to, że grunt był obfity w wodę, wszelkim izolacjom przeciwwodnym poświęciliśmy sporo uwagi już na etapie projektowania. Oprócz tradycyjnego paska papy pod ścianą, zastosowana została dodatkowo płynna izolacja bitumiczno-kauczukowa. Po wyschnięciu stworzyła ona lepką powłokę, do której doskonale mogła przylegać papa. Równocześnie zaczęły się prace zbrojarskie przy ścianach i słupach żelbetowych. Tym razem szalunków niestety nie dało się uniknąć, ale prace poszły w miarę szybko i sprawnie. Z pewnością była to zasługa licznej, ale bardzo zgranej, ekipy budowlanej. Kiedy jedni budowali ściany fundamentowe, drudzy zaczęli zdejmować humus pod podłogę na gruncie. Wszelkie prace ziemne wykonywane były ręcznie, by zagwarantować dużą precyzję wykonania. Ponadto, ze względu na to, że nie stosowaliśmy szalunków ław fundamentowych, potrzebowaliśmy bardzo równych wykopów. Dodatkowo poruszanie się ciężkiego sprzętu mogło uplastycznić grunt i negatywnie wpłynąć na stabilność posadowienia.

Po zdjęciu humusu i zakończeniu robót przy ścianach fundamentowych zaczęto dowozić i ubijać piasek zasypowy, który stał się podstawą podłogi na gruncie. Pomimo dokładnych wyliczeń, okazało się, że zakładana ilość piasku nie wystarczy, piasek był ubijany i wciąż przyjeżdżały ponadplanowe wywrotki. Mieliśmy wrażenie, że nigdy się to nie skończy. Bilans finansowy był na minusie, jednak przekonanie, że piasek został zagęszczony prawidłowo było ważniejsze. Równolegle z zagęszczaniem piasku wykonano tzw. poziomy, czyli instalację kanalizacyjną parteru. Był to ostatni moment, by zadecydować gdzie będą stały poszczególne przybory sanitarne na parterze, bowiem późniejsze radykalne zmiany ich lokalizacji nie byłyby proste. Do instalacji kanalizacyjnej podpięto również odprowadzenie skroplin z kominów, o czym często nie pamiętają wykonawcy, a nie wszyscy projektanci instalacji nanoszą ten szczegół na rysunki. Po ubiciu ton piasku zasypowego podłoga zalana została betonem, w którym, aby podnieść jego wytrzymałość i zapobiec skurczowi, zatopione zostały siatki stalowe. Dodatkowo zdecydowaliśmy się dozbroić powierzchnię podłogi w strefie, gdzie będzie zlokalizowany kominek. Wprawdzie na tym etapie budowy ciężko jest określić jaki wkład i obudowa kominka zostanie zastosowana, jednak by mieć możliwość ustawienia cięższego kominka, np. z płaszczem wodnym, warto dołożyć w tym miejscu parę dodatkowych prętów.

Kiedy beton spokojnie dojrzewał, podlewany wodą, bo pomimo września pogoda była wyjątkowo ładna i słoneczna, ekipa zajęła się izolowaniem ścian fundamentowych. Tu również użyta została płynna masa bitumiczno-kauczukowa zarówno od wewnątrz przed ubiciem piasku, jak i od zewnątrz ścian. Ze względu na to, że bezpośrednio do tej izolacji przylega styrodur, musieliśmy wybrać taką, która nie wchodzi z nim w reakcje. Nie rozpuści go, a tylko doklei, bo dodatkowo użyte zostały kołki. Aby chronić styrodur, który jest znacznie twardszy i odporniejszy od styropianu, ułożyliśmy folię kubełkową. Nie jest to dodatkowa izolacja przeciwwodna, ale zabezpieczy ścianę przed agresywnymi związkami gleby i nie pozwoli na przerastanie korzeni roślinności.

Aby dodatkowo zabezpieczyć fundamenty wykonaliśmy również drenaż opaskowy wokół budynku. Pozostało tylko obsypanie ścian piaskiem i pozostałym z wykopów humusem do wysokości strefy przemarzania. Układanie humusu ułatwił fakt, że nasza ekipa w czasie wykopów od razu w jedno miejsce zrzuciła ziemię urodzajną, a gdzie indziej resztę gruntu.

Teraz wystarczyło uprzątnąć teren, zabezpieczyć przed zimą i czekać na wiosnę, żeby przystąpić do dalszych prac.

Dodaj komentarz